środa, 24 września 2014

Pierwszy oddech...

Muszę przyznać się do porażki. Jak to już nie raz się potwierdziło, nic za pierwszym razem nie wychodzi, tak jak by człowiek tego chciał. Tak jest również z pierwszym moim tego typu projektem, jakim jest całościowe odrestaurowanie starego motocykla - choćbym nie wiadomo ile książek przeczytał, choćbym przefiltrował całe fora internetowe SHLek, to nie mam takiej wiedzy, jak ludzie, którzy siedzą w tym od lat i mają w swym dorobku uruchomienie dziesiątek maszyn.
W taki sposób trafiłem do firmy, którą zareklamuję osobnym postem jak skończę moją "bitwę". Jednak do tej pory, człowiek który wziął moją Gazell pod swe skrzydło wykonał:
- wymianę pływaka w gaźniku - okazało się, że tamten był za ciężki i sam się zatapiał,
- podtoczył wnętrze komory pływakowej gaźnika, bo na jego ściance zawieszał się pływak,
- wymianę dyszy w gaźniku - z dużej na małą, bo aż go zalewało,
- regulację sprzęgła, bo tak dociągnąłem linkę, że było w połowie wysprzęglone i dlatego tylne koło się obracało, a tłok stał,
- naciąg łańcucha - okazało się, że nie żałowałem napięcia i aż dziw że nie strzelił,
- zdjął szczęki z przodu i z tyłu i zebrał na tokarce, bo łapały koła - teraz jak się kołem zakręci, to się kręci i kreci,
i w ten sposób doprowadził do tego pierwszego (na filmie poniżej), za drugim kopnięciem odpalenia!!!


Ale nie jest słodko, oj nie - na filmie pięknie słychać jak temat "piszczy", metalicznie trze... i widać jak łapie tłoka, po nagrzaniu, jak wszystko się dusi, jak silnik gaśnie. Będę dążył jednak do rozpołowienia silnika raz jeszcze, coś nie gra...
Jestem zadowolony z jednego - że odpaliła, po tylu latach!!! Że elektryka funkcjonuje, że zapłon elektroniczny przypasował, że właściwie wszystko się kręci!!! Cała reszta do dopracowania, bo jak widać na poniższym zdjęciu od razu zabraliśmy się za demolkę, ale już nie długo...

piątek, 12 września 2014

Gazell na wybiegu...

To był jej pierwszy raz, pierwszy raz na zewnątrz, na świeżutkim powietrzu... pięknie się prezentowała, generalnie wydaje mi się, że fajnie wyszła, tyle że jeszcze "nie dycha"...




Zawziąłem się, wywlokłem ją z czeluści domowych, założyłem akumulatory (prowizorycznie je spiąłem opaskami monterskimi by nie wypadły, nie mam jeszcze oryginalnych mocowań) i zabrałem się za zalewanie baku paliwem - ot, to takie pierwsze zalewanie to mnóstwo emocji - kranik trzyma jak złoto, więc odkręcam i.... szlak by to trafił, leje na moim filterku, który nieoryginalnie tu wstawiłem, niech go diabli, kręcę, dokręcam i nic, cieknie i już jestem cały w paliwie. Zirytował mnie, myślę sobie chciałem lepiej jest d... to go wywalę i wstawię wężyk, którego zapas jeszcze miałem, tak jak w oryginale i lux - tak zrobiłem, nie cieknie.... leci sobie paliwko do gaźnika, leci... oszzzzzz leci i za gaźnik, znów walczę z paliwem a ono ucieka przez trzpień do zatapiania pływaka, przepełnia się komora, pływak pewnie zawieszony, pewnie na uszczelce lub ściance komory - ile ja się nakońbinowałem - cieknie i będzie do zrobienia, ale przyhamowałem temat...
... dobra "szwagier", ja wbijam 2kę a Ty pchasz i palimy, no to pchamy, opór jest tyle że łańcuch się kreci, koło zdawcze w silniku się kręci, a tłok STOI!!! Oszzzzzz w mordę, co jest? wbijam wszystkie biegi i nic? Z kopnika nie zapalę, ale tłok chodzi - źle ustawiony zapłon? a na popych, to sobie mogę pchać...;)


Choć nie zapaliła, było wesoło - teraz rozebrałem i już troszkę wiem więcej, zwróciłem się również do "speca" po pomoc, ale to w następnych postach...