piątek, 12 września 2014

Gazell na wybiegu...

To był jej pierwszy raz, pierwszy raz na zewnątrz, na świeżutkim powietrzu... pięknie się prezentowała, generalnie wydaje mi się, że fajnie wyszła, tyle że jeszcze "nie dycha"...




Zawziąłem się, wywlokłem ją z czeluści domowych, założyłem akumulatory (prowizorycznie je spiąłem opaskami monterskimi by nie wypadły, nie mam jeszcze oryginalnych mocowań) i zabrałem się za zalewanie baku paliwem - ot, to takie pierwsze zalewanie to mnóstwo emocji - kranik trzyma jak złoto, więc odkręcam i.... szlak by to trafił, leje na moim filterku, który nieoryginalnie tu wstawiłem, niech go diabli, kręcę, dokręcam i nic, cieknie i już jestem cały w paliwie. Zirytował mnie, myślę sobie chciałem lepiej jest d... to go wywalę i wstawię wężyk, którego zapas jeszcze miałem, tak jak w oryginale i lux - tak zrobiłem, nie cieknie.... leci sobie paliwko do gaźnika, leci... oszzzzzz leci i za gaźnik, znów walczę z paliwem a ono ucieka przez trzpień do zatapiania pływaka, przepełnia się komora, pływak pewnie zawieszony, pewnie na uszczelce lub ściance komory - ile ja się nakońbinowałem - cieknie i będzie do zrobienia, ale przyhamowałem temat...
... dobra "szwagier", ja wbijam 2kę a Ty pchasz i palimy, no to pchamy, opór jest tyle że łańcuch się kreci, koło zdawcze w silniku się kręci, a tłok STOI!!! Oszzzzzz w mordę, co jest? wbijam wszystkie biegi i nic? Z kopnika nie zapalę, ale tłok chodzi - źle ustawiony zapłon? a na popych, to sobie mogę pchać...;)


Choć nie zapaliła, było wesoło - teraz rozebrałem i już troszkę wiem więcej, zwróciłem się również do "speca" po pomoc, ale to w następnych postach...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz