niedziela, 8 stycznia 2012

Tabliczka...

Zabrałem się za tylny błotnik.Przykręcenie uchwytu do siedzenia pominę, bo to żadna robota - 3 śruby i po robocie. Co innego tabliczka znamionowa. Znalazłem nawet zdjęcie z momentu demontażu, gdzie widać w którym miejscu jest zamocowana - przy okazji widać, jak wszystko wcześniej wyglądało.


Pierwsza sprawa, którą da się zauważyć, porównując zdjęcia - na błotniku tylnym, łączenie szpachlowali od siedziska, poprzez lampę do końca, a łączenie pod siedziskiem, niewidoczne dla oka było nie szpachlowane - u mnie wszystko na gładko. I tak w związku z tym szpachlowaniem, chłopaki zaszpachlowali otwory do mocowania tabliczki. Trzeba je było od nowa nawiercić. Aż się spociłem ze strachu, przykładając wiertło do tej pięknej gładzi lakieru - a jak coś nie wyjdzie??? myślałem... :)

Następna, minimalna niezgodność z oryginałem w moim wykonaniu - nity. W oryginale były aluminiowe, grzybkowe, zagniatane. Jednak stan otworów na tabliczce nie był dobry. Ponadto prawdopodobieństwo, że młotek mi "zjedzie" i uszkodzę lakier duże. I do tego trwałość i solidność połączenia - zdecydowałem się na zastosowanie nitów zrywalnych - jak "przykorbiłem", to tabliczka odpadnie, a nity pozostaną.

To, że mam tu lekką nieoryginalność nie jest widoczne na pierwszy rzut oka - tabliczka jest przykryta siedziskiem. Wcześniej ją wyczyściłem (tyle, o ile mogłem - ot, była zdezelowana i skorodowana) i pomalowałem bezbarwnym lakierem - powinna się trzymać.

I na tym zakończyłem roboty długiego weekendu - zabrałem się wprawdzie za otwory do umocowania tylnego chlapacza - dwa miałem, a dwa zostały zaszpachlowane, ale wiertło miałem tak tępe, że bałem się eksperymentować - w tygodniu kupię wiertło i dam radę. Chce w całości uzbroić te błotniki i dopiero później montować na motocyklu - po co się wyginać, gdy przyjdzie coś jeszcze przymocować, a teraz mogę swobodnie obracać blachę w ręku i nic się nie dzieje...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz