niedziela, 17 lipca 2011

Wydarłem silnik… (12.07.2011)

Wydarłem silnik i przyznam łatwo nie było ;) – zachowałem się jak uczniak i odkręciłem dwa mocowania, oczywiście te widoczne i drę – kurde, ani drgnie, napinam mięsień piwny i te moje wątłe muły ale walczę, mało mi w kręgosłupie nie szczyknie – a ten siedzi jakby nigdy nic. No nic – łańcuch pewnie trzyma – nagłowiłem się jak go zdjąć, ale się udało no i dalej – znów rwę klamota do góry, a ten nic. Wnerwiłem się i dopiero wtedy wpadłem na pomysł by oglądnąć katalog części zamiennych – a tu trzecie ukryte pod nóżką centralną mocowanie – tak zawalone błotem i smarem, że go nie zobaczyłem. Teraz to już poszło gładko…
Przy okazji nie wiem, czym jest glut, który na filtrze powietrza się osadził? – chyba dziwnie zgniłą uszczelką, co robi świeca w filtrze powietrza?, też niezbyt wiem. Wiem jedno – przy 16tyś. km jakie zrobił mój wuj, to on chyba w "Dakarze" jechał tym motocyklem, co idealnie pokazuje otwór od strony kopnika (lewa strona motocykla) górnego mocowania silnika – wybity aż miło, a jak wybite są mocowania tylnych amortyzatorów??? Chyba z 5 chłopa na raz tym jechało lub tylko jeden i 500kg wół (nie wliczając 5ciu świnek) – no tak to na wsi bywało.
Gdy tylko zabrałem się za tę robotę, wiedziałem że popełniłem na wstępie rzutujący na dalsze operacje błąd - nie umyłem tego trupa w całości, a troszkę płynów myjących i myjka ciśnieniowa dałaby radę - teraz pozostaje się paprać w brudzie do momentu piaskowania. Generalnie nastał czas demontażu i weryfikacji tego, co jest...






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz